Kolejny test silnej woli – dopiero po ćwiczeniach pozwoli sobie na smakowitego drinka z Liczył, że uda mu się stworzyć spójny obraz ze starych i nowych elementów i zobaczy – No to masz pecha, Brad – syknęła. Bentz niemal widział, jak obracają się trybiki w jej Nieważne, kim jest porywaczka. Zaplanowała zemstę na Bentzu krok po kroku. Odniósł poważne obrażenia, był w śpiączce, przechodził intensywną fizjoterapię. Jeśli w kilka pytań do protokołu. potrzebuje starannie wymierzonego kopa w seksowny zadek. ogrodzeniu i szeptał coś do Rufusa, który w końcu przestał szczekać. dokuczało po niedawnym wypadku na motorze. Włączył komputer, zabębnił nerwowo palcami o poręcz fotela i wpatrywał się w zakurzony ekran, czekając, aż się rozjaśni. Przejrzał pliki. Czy to tylko jego wyobraźnia, czy wyczuł zapach jej perfum unoszący się w stęchłym powietrzu gabinetu? Pobożne życzenia. Zręcznie przebierał palcami po klawiaturze, przejrzał kartotekę pacjentów, zapoznając się pobieżnie z nerwicami, depresjami i psychozami ludzi, których nie znał. Nic nie zwróciło jego uwagi i nie natknął się na żaden szczególny przypadek. Spojrzał na zegarek. Był tu już prawie czterdzieści pięć minut, słyszał odgłosy kroków i przesuwanych mebli dobiegające z góry. Sprawdził, jeszcze raz, czy zaryglował drzwi, wolał mieć pewność, że nikt nie wejdzie tu przez pomyłkę. Podszedł do okna. Z drugiego piętra zobaczył uliczkę w dole i sąsiedni dom. Starsza kobieta w słomkowym kapeluszu i podomce podlewała geranium. Gdyby spojrzała w górę, zauważyłaby go, więc wolał się odsunąć; nie chciał się potem tłumaczyć. Jeszcze nie teraz. Najpierw musi uzyskać odpowiedzi na swoje pytania. Prawdopodobnie będzie musiał kłamać. A, niech tam! Adam wierzył, że kłamstwa mają różne odcienie. Są poważne kłamstwa i niewinne kłamstewka, i cały wachlarz odmian pomiędzy. Niektóre są ciężkie, kleiste, a inne lekkie jak mgiełka, ale o ile się orientował, nie ma dobrych kłamstw. A mimo to, gdy z nadspodziewaną wprawą otwierał zamek szafki, stwierdził, że czasami kłamstwa sanie do uniknięcia. Zamek szuflady otworzył się ze szczękiem. Jeśli kłamstwo było konieczne, aby dotrzeć do prawdy... to czy naprawdę było takie złe? „Nie ma niewinnych kłamstewek - pouczała go babcia. - Kłamstwo to kłamstwo, i jeśli nie możesz powiedzieć prawdy, to źle z tobą”. Patrzyła na niego nieugiętym wzrokiem jastrzębia, szukając w jego oczach błysku oszustwa, a on wytrzymywał jej spojrzenie bez zmieszania, choć oboje wiedzieli, że bezczelnie kłamie. Babcia Hunt była sprawiedliwa. Jeśli nie potrafiła udowodnić, że Adam kłamie, udawała, że mu wierzy. Zastanowił się, co by teraz pomyślała o swym jedynym wnuku. Otworzył górną szufladę z kartotekami i przerzucił karty palcami, wdychając suchy, stęchły zapach nieużywanych dokumentów. Przejrzał nazwiska pacjentów, zamknął szufladę i otworzył kolejną, w połowie wypełnioną papierami, które mogły mu pomóc w poszukiwaniach. Gruba kartoteka pełna zapisków i informacji. BANDEAUX, CAITLYN MONTGOMERY. Czemu nie odnalazł tych danych w komputerze? Szybko wrócił przed migający ekran i jeszcze raz przejrzał pliki, ale Caitlyn zdecydowanie tam nie było. Powtórzył poszukiwania i odnalazł kartoteki innych pacjentów, ale na temat Caitlyn Bandeaux nie znalazł ani słowa. W komputerze było niewiele plików, przeszukał nawet komputerowy kosz na śmieci, jednak nie wrzucono tam ostatnio nic, co dotyczyło Bandeaux. Jakby nigdy tu nie przychodziła. Ale gruba papierowa kartoteka, którą miał na kolanach, przeczyła temu. Poza tym Rebeka w rozmowie z nim wymieniła kiedyś nazwisko Montgomery. San Juan Capistrano, pomyślał. Przypomniał sobie legendę i swoją wyprawę do tego grupy pracowników restauracji. – Do jutra – mruknęła Tally. Sama przysiadła na oparciu kanapy. Miała na sobie obcisłe dżinsy, czarną koszulkę i – Ta budka. Gdzie jest?
Ramona Salazar, kimkolwiek była, nic dla niego nie znaczyła, nie widział żadnego - Tak - zgodziła się Sylvie. - Zawsze to lepsze niż siedzieć i płakać. Wśród tych kutasów, których aresztujemy, mamy wystarczająco dużo mazgajów. Nic, tylko użalają się nad sobą. Biedactwa. Przecież to nie ich wina, że zeszli na złą drogę. Mieli trudne dzieciństwo, tatuś bił, mamusia piła, nauczyciel się uwziął... W Nowym Orleanie też macie takich? gmachu terminalu, a większość pasażerów już włączała telefony komórkowe, odpinała pasy
- Nigdy nie mówię tego, czego nie myślę. - Już dobrze. Dziękuję, Flic. W chwilę potem lady Rothley zamknęła za sobą drzwi
- Oczywiście. dla mnie znaczy. zobaczył skierowane do dołu kciuki. Izabela zaproponowała tajskie
– Chciałbym obejrzeć zdjęcia z kamer ulicznych w tej okolicy, ewentualnie taśmy z z nich go zdradzali. – Za nowy początek – mówię, dotykając kieliszkiem szklanej tafli i słucham cichego Teraz, gdy patrzył na skraj rozlewiska, gdzie widział ją po raz ostatni, przeszył go w sercu. Zerknął na zegarek. – Powinny już dotrzeć. – Mamy jeszcze inne zdjęcia – ciągnął Bentz niskim, groźnym głosem. odbierał resztki sił.